Raz się odzywa, raz nie, dlaczego? Otóż chłopak, który wydawało mi się że mnie podrywa i jest mi bliski.. całowaliśmy się, spotykaliśmy, kiedyś pisał do mnie codziennie i codziennie gadaliśmy. Teraz pisze raz na parę dni, wtedy rozmawiamy tak jak kiedyś i jest super.. później znów jakiś czas cisza. Co zrobić jeśli dzewczyna się nie odzywa? 2022-11-03 17:10:08; co zrobić jak chłopak się nie odzywa po spotkaniu?? i czemu on sie nie odzywa? 2009-07-15 17:22:20; Co mam zrobić jeśli się nie odzywa? 2017-08-28 02:24:33; Pokłóciłam się z chłopakiem, bo nie mogłam się z nim spotkać. On stwierdził żę go olewam, ale tak nie jest. I w tym czasie w klubie trochę zabalowałam i całowałam się z jakimś chłopakiem, z którym tańczyłam — opowiada Iga, 31 lat. — W złości powiedziałam narzeczonemu, że go zdradziłam. Gdybym mogła cofnąć czas, to bym tego nie zrobiła. Nie było czego wybaczać, bo oficjalnie nie byliśmy wtedy razem, ale on o tym nie zapomniał. Czasem może przebywać tam w dole całymi dniami i w ogóle się nie odzywa. He can be down there for days on end sometimes, and I don't hear a peep out of him . Gdy są w pobliżu, odzywa się w nas magia. Jeśli on się nie odzywa, to znaczy że zaszufladkował cię w jednej z dziesięciu kategorii, które odstraszają facetów. Na szczęście nie wszystko stracone. Przeczytaj nasz tekst i dowiedz Tłumaczenie hasła "pokłócenie" na angielski . arguing, argument, contention to najczęstsze tłumaczenia "pokłócenie" na angielski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Tom próbował pokłócić się z Mary. ↔ Tom tried to argue with Mary. . Znowu tu jestem po dość długiej przerwie. Trochę się zmieniło w moim życiu. Mąż odbył terapię odwykową w tamtym roku, jednak relacje między nami nie uległy trochę ze sobą rozmawialiśmy ale obecnie nie rozmawiamy od ponad miesiąca. Odpowiedział mi pewnego dnia w mało kulturalny sposób, zwróciłam mu nawet uwagę żeby tak ze mną nie rozmawiał i od tamtej pory milczymy oboje. Zblokowało mnie zupełnie. Ileż mogę jeszcze tolerować takie zachowanie. Żyjemy jak dwoje obcych sobie ludzi. Zresztą, znam to doskonałe. Takie etapy mam już za sobą. Czuję że ze mną dzieje się coś złego i że wciąż myślami wracam do tego co było. Chyba nie potrafię mu przebaczyć. Z jego strony nie usłyszałam słowa przepraszam, wybacz mi. Wtedy może byłoby mi łatwiej zapomnieć o krzywdzie którą mi wyrządził przez te wszystkie lata. Proszę niech ktoś mi da wskazówkę jak mam postępować z alkoholikiem, który nie pije, pszeszedł terapię ale nadal międ@y nami jest źle. Cześć Przeczytałem z uwagą to, co napisałaś. Bardzo mi pomogło spisanie krzywd, jakie wyrządziła mi żona. Napisałem bardzo dokładnie to, co zrobiła, kiedy, i jak się z tym czułem. Wyrzuciłem z siebie całą złość i żal. A potem to zniszczyłem. Zrobiłem to w dwóch turach. Za pierwszym razem nie byłem świadomy skutków, jakie to wywoła. Zobaczyłem jednak, że po zniszczeniu spisu krzywd jest mi trudniej formułować pretensje do żony. Postanowiłem pójść tym tropem, i za drugim razem spisałem pozostałe żale i pretensje z zamiarem pozbycia się ich na stałe. Niszcząc mój akt oskarżenia zdecydowałem, że nie będę już do tego wracał. Bardzo mnie to uwolniło. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że patrzę na żonę po przeszło dwudziestu latach od ślubu jakbyśmy byli miesiąc po ślubie, w tym sensie, że żona ma całkowicie czystą kartę. Żadna z raniących sytuacji, jakie przez te 20 lat miały miejsce nie wpływa na mój stosunek do żony. Nie mam do niej absolutnie żadnych pretensji, żalów czy roszczeń. Z pomocą mojej Siły Wyższej uwolniłem się od tego, i dobrze mi z tym. Pielęgnowanie żalu wysysa energię. Teraz mam jej dużo więcej na konstruktywne postawy. Kolejnym krokiem była decyzja, że będę traktował żonę w nowy sposób: uśmiechał się, dawał jej pierwszeństwo, akceptował, że zaniecham żądań, nie będę obwiniał, będę afirmował, współdziałał, uważnie słuchał, przykrywał miłością i dawał przestrzeń. Gdybym nie pozbył się pretensji, ten program byłby niewykonalny. Ponieważ jednak pozbyłem się ich, jestem w stanie tak właśnie postępować. Nasze życie nie stało się sielanką, i żadne z nas nie stało się ideałem. Ale dużo łatwiej żyje się bez pretensji, skupiając się na okazywaniu miłości. Nie czekałem na drugą stronę, na to, że ona coś zrobi, ani nie przebaczałem warunkowo. Moja decyzja okazywania miłości też nie jest uwarunkowana. Robię tak, bo taki jestem, to są moje wybory, tak właśnie chcę. Żona to docenia, odwzajemnia to. Usłyszałem "przepraszam" jakiś czas po tym, jak przebaczyłem. I było to bardzo konkretne i szczegółowe "przepraszam", obejmujące długi okres czasu. Nie uzależniam mojego przebaczenia i okazywania miłości od zachowania żony. Zdecydowałem się przykrywać miłością jej słabe chwile. W moim przypadku to działa, może Cię to do czegoś zainspiruje. Pozdrawiam, Tomek Za tę wiadomość podziękował(a): andrzejej, Katarzynka77, marcin, Krysia 1967, Aknum Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Proszę niech ktoś mi da wskazówkę jak mam postępować z alkoholikiem, który nie pije, pszeszedł terapię ale nadal międ@y nami jest źle. Witaj novaja ponownie. Wskazówka jest prosta - zająć się sobą, swoim samopoczuciem, swoim podejściem do siebie samej, uzmysłowieniem sobie co czuję, czego oczekuję i czy słusznie, o co mam żal i czy potrafię go się "pozbyć" - jak mam to wszystko zrobić? Kłania się terapia albo Al-anon i przepracowanie "siebie" - odkrywanie siebie i dbałość o swą równowagę emocjonalną. Mi osobiście podobał się wpis Tomka, jego "akt oskarżenia" przeciw "przestępstwom" pijącej żony, a potem - zniszczenie go. Uwolniło go to od żali, pretensji i pielęgnowania urazów. To one blokują Waszą komunikację. Zadbaj o siebie, fajnie że jesteś znowu. Za tę wiadomość podziękował(a): Katarzynka77, Alex75, marcin, Krysia 1967 Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Wreszcie dotarło do mnie to, że jestem współuzależniona i potrzebuję jakiejś terapi, czegokolwiek, rozmowy z innymi którzy przeżywają to co ja i czują się podobnie. Udało ci się zrobić coś dla siebie? Współuzależnienie nie mija samo i nie znika też wtedy kiedy partner podejmuje leczenie. Mechanizmy współuzależnienia były u mnie aktywne przez długi czas a ja w ogóle nie zdawałam sobie z tego sprawy i tego nie widziałam. To terapeutka nauczyła mnie jak je dostrzegać i odpowiednio reagować. Nie jest łatwo odciąć się emocjonalnie, nie wracać do przeszłości, skupić się na sobie, ale jest to możliwe. Dlatego są terapie współuzależnienia, mitingi Al-anon, można sobie pomóc. Za tę wiadomość podziękował(a): marcin, Krysia 1967 Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Bardzo wszystkim dziękuję za ostatnie wpisy. Myślę, że wyciągnę z nich jakieś wnioski dla siebie. Trochę inaczej wyobrażałam sobie nasze relacje po odbytej przez męża terapii. Przecież pomogłam mu kiedy był w okropnym stanie. W czasie jego pobytu na leczeniu napisałam list do Niego, szczerze i otwarcie opisując swoje uczucia i przeżycia jakich doświadczałam kiedy on pił. Myślałam, że to doceni, podziękuje mi. Było to dla mnie bardzo trudne. Kiedy go zapytałam jak poradził sobie z odczytaniem tego listu na forum grupy, odrzekł tylko-dałem radę. Nic więcej. Wogóle trudno mi jest pisać o tym wszystkim. Kiedy wrócił do domu już po odbytej terapii o nic go nie wypytywałam, czekałam że być może sam się otworzy i będzie chciał że mną porozmawiać. Owszem, rozmawialiśmy że sobą, ale o codziennych, zwykłych sprawach, nie o tym co najważniejsze czyli o nas, naszym dalszym życiu, jego terapii, o tym co chcemy zmienić aby poprawić relacje. Niczego takiego nie było. Pewnie jak zwykle oczekiwałam na zbyt wiele. Teraz nie rozmawiamy od ponad miesiąca. Nie mogę po prostu tolerować tego w jaki sposób mój mąż mnie traktuje. Piszę dość haotycznie, jest już późno. Myślę, że nie mogę mu odpuścić złego traktowania mojej osoby, niewłaściwego odnoszenia się do mnie. Uważam, że powinno go być stać na słowo przepraszam. Wiem, że wtedy łatwiej jest wybaczyć drugiej osobie. Dobranoc wszystkim. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Novaja,wcale nie powiedziane,że nie usłyszysz od niego ,,przepraszam",bądz cierpliwa ,nie naciskaj,być może on tak samo jak Ty,zblokował się psychicznie,potrzeba czasu ,jeszcze raz czasu,w miesiąc trudno jest wszystko sobie ,,poukładać" ,daj mu czas a tymczasem skup się na swoim zdrowieniu,nie czekaj na jego reakcje,tu muszą popracować obie strony nad sobą ,wtedy być może poprawią się i relacje i wtedy wyjdzie szczere słowo,,przepraszam" nie z przymusu . Za tę wiadomość podziękował(a): Katarzynka77, novaja Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Słowo przepraszam nie załatwia sprawy. Ono ma sens w autobusie, pociągu, w sklepie....taki zwrot grzecznościowy, bo kogoś niechcący szturchnęłam albo proszę o umożliwienie mi przejścia. W życiu czyny, nie słowa sie liczą. Może lepiej pokonac góre lodową, spróbować usiąść obok siebie, posiedzieć w milczeniu. Dac sobie czas. To dla Was trudny czas. On wkracza w swoje nowe życie, Ty poznajesz jego nowego. Na orbicie krążą stare schematy, mieszają sie z nowymi, powstaje bariera trudna do pokonania. Potrzeba czasu, takiego bez oczekiwań. Bez Twojego poczucia krzywdy i bez jego poczucia winy. To już było i nie da sie tego zmienić. Można jednak życ tym co jest teraz, nie karmiąc sie przeszłością. Nowe i trudne. Słowo raz wypuszczone nigdy nie powróci. Emilka Alkoholiczka Za tę wiadomość podziękował(a): Katarzynka77, Krysia 1967, novaja, dzordzklunej, Tomasz23, Aknum Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Znowu coś dodam od siebie. Bardzo trudno mi żyć z tym człowiekiem, który jest moim mężem a tak naprawdę wcale nim nie jest. Nie rozmawiamy ze sobą od ponad dwóch miesięcy. Po odbytej przez męża terapii było w miarę dobrze, tzn. trochę ze sobą rozmawialiśmy, przeważnie o zwyczajnych, codziennych sprawach. Trochę też poruszaliśmy temat odbytego leczenia i spotkań w grupie AA, na które mąż chodzi w każdą niedzielę. Nigdy jednak nie naciskałam żeby opowiadał mi jakieś szczegóły z tych spotkań. Często to ja inicjowałam rozmowę, mąż żadko się odzywał, po pracy zasiadał przed telewizorem i zasłużenie odpoczywał. Starałam się być normalna, nie poruszać drażliwych tematów i nie wracać do przeszłości. Gotowałam w miarę możliwości, podawałam mu obiad. Często mówił, że sam sobie przygotuje posiłek. Zaproponował też remont na co chętnie się zgodziłam. Nawet się nie pokłóciliśmy podczas tego remontu, nie przeklinał co ma w zwyczaju kiedy coś musi zrobić w domu lub kiedy coś mu nie wychodzi. Aż pewnego majowego dnia na moje słowa skierowane do syna aby ten pomógł ojcu, który jest nie ogarnięty(właśnie takiego słowa użyłam) zareagował w sposób, którego nie mogę zaakceptować. Zwrócił się do mnie w sposób chamski używając wulgarnych słow. Powiedział tylko jedno zdanie a ja postanowiłam, że tym razem nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Dorosły syn też słyszał mężowską wypowiedź. Oczywiście syn nie zareagował w żaden sposób. Zwróciłam mężowi uwagę żeby tak się do mnie nie zwracał. Od tamtej pory nie odzywa się do mnie. Ja także milczę. Postanowiłam, że nie pozwolę dłużej traktować siebie w taki sposób. Opisałam to wszystko tak szczegółowo bo zwyczajnie nie mam komu o tym opowiedzieć. Teraz jest mi odrobinkę lżej. Nie odezwę się do niego pierwsza. Przez te wszystkie lata naszego małżeństwa źle mnie traktował, nie było przemocy fizycznej ale psychiczna z całą pewnością. Wiele razy dał mi odczuć, że jestem gorsza niż on. Nawet zwracając się do mnie nie używał mojego imienia, tylko imienia mojej matki. Mówiłam, że mi to nie odpowiada ale to nic nie dawało. W chamski i bezczelny sposób zwracał się do mnie wielokrotnie. Mogę to wszystko tłumaczyć w ten sposób, że to dlatego, że nie panował nad emocjami albo, że to z powodu choroby alkoholowej. Jednak nie chcę go usprawiedliwiać. Jak to dobrze że mogę tutaj się otworzyć i napisać o swoich odczuciach. Dziękuję. Za tę wiadomość podziękował(a): Moni74, jerzak, marcin, karencja Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Ostatnia edycja: przez novaja. Zaproponował też remont na co chętnie się zgodziłam. Nawet się nie pokłóciliśmy podczas tego remontu, ... Aż pewnego majowego dnia na moje słowa skierowane do syna aby ten pomógł ojcu, który jest nie ogarnięty (właśnie takiego słowa użyłam) zareagował w sposób ... chamski używając wulgarnych słow. Powiedział tylko jedno zdanie, a ja postanowiłam, że tym razem nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Od tamtej pory nie odzywa się do mnie. Ja także milczę. Postanowiłam, że nie pozwolę dłużej traktować siebie w taki sposób. Wiele razy dał mi odczuć, że jestem gorsza niż on. W chamski i bezczelny sposób zwracał się do mnie wielokrotnie. Mogę to wszystko tłumaczyć ..., że nie panował nad emocjami albo, że to z powodu choroby alkoholowej. Jednak nie chcę go usprawiedliwiać. novaja widzisz - komunikacja, to podstawa w rozumieniu się w związku. Strzeliłaś mu gola, a on wyrównał na 1 : 1 . Ty uważasz, że w pijanym życiu Ciebie nie szanował i wyegzekwujesz to w trzeźwym. Rozumiem Twoje postanowienie: dość chamstwa. Rozumiem też jego emocje. NIEOGARNIĘTY - jak to mógł odebrać? Może przygłup, może leń, może niezorganizowany, niezdecydowany, niedorobiony, bojaźliwy, niewierzący w siebie, ... Nie wiem jak długo Twój mąż chodzi na te niedzielne spotkania, ale nie sądzę by nie zabolało go takie określenie. Czy miał prawo Ci wypalić - nie wiem, widocznie to go zraniło i tylko agresją słowną potrafił to pokazać. Może tak - spróbujcie razem rozmawiać właśnie o tym co czujecie? Trzeba schować dumę własną na chwilkę. No, właśnie - kto ma to zrobić PIERWSZY? Ten mądrzejszy, pokorniejszy, rozsądniejszy - kto nie postrzega tego od razu, jako przyznanie się do błędu, winy. Kto stwierdzi, że milczenie jest najgłupszą formą komunikacji i jest też karmieniem się urazą, pielęgnowaniem jej. Nikomu to nie służy. Może dojrzewacie do takiej chwili, a może po prostu ODDALACIE się od siebie co raz bardziej. Trudno powiedzieć. Życzę Ci roztropności, mądrości - byś potrafiła nie wyrzekając się siebie pozostać w dobrych relacjach z bliską Ci osobą. Bądź sobą, a prawdę swą głoś spokojnie i jasno - jak to jest w Desideracie. Nie wstydź się mówić tego co czujesz - jeśli wierzysz i masz świadomość, że to Ciebie nie umniejsza. Czy nagle stracisz swą twarz u siebie? NIE. Może pokażesz mu jak można próbować wyjść z patowej sytuacji. Serdecznie pozdrawiam. Za tę wiadomość podziękował(a): Alex75, marcin, Krysia 1967, novaja, Aknum Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Ostatnia edycja: przez andrzejej. Opisałaś trochę zmian u swojego męża. Z twojego postu wynika, że jest na jakimś etapie zdrowienia. Najpierw terapia, teraz AA, domyślam się że jeszcze jest dużo do zmiany a to wymaga czasu. A co z Tobą? Co ty robisz żeby zdrowieć ze współuzależnienia? Za tę wiadomość podziękował(a): novaja Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. fot. Fotolia Witam! Piszę do Państwa, ponieważ mam problem ze swoim partnerem, jesteśmy ze sobą ponad 3 lata, we wrześniu planujemy się pobrać, on teraz jest poza granicami Polski, wyjechał na pół roku i wraca w maju. Od początku naszego związku zawsze między nami była odległość, ze względu na to zaczęłam studia bliżej niego i przez 2 lata widywaliśmy się na weekendy - weekendowy związek, oczywiście spędzaliśmy razem czas przy wszelkich okazjach - urlop, święta itp. W każdym bądź razie, od pewnego czasu powstał problem - JA, mój partner zaczął mi zarzucać, że jestem egoistką, że moje musi być zawsze na górze, że nie liczę się z jego zdaniem, że go nie słucham, że nie szanuje. Wiele razy mówiłam, że się zmienię, ale jak się starałam wszystko wychodziło na odwrót, ja widziałam, jak się staram on w ogóle. Usłyszałam wiele nieprzyjemnych słów na swój temat oraz to, że on nie wierzy w moje zmiany, że nie wierzy w obietnice, że się zmienię. Szczerze mówiąc to w pewnym momencie zauważyłam że stoimy w miejscu, siedzimy obok siebie on gra w jakieś gierki ja siedzę przed tv, razem ale osobno, gdy zacznę jakiś temat jeśli coś mu się nie spodoba on się obraża, oj obrażanie się on chyba ma we krwi, co nie zrobiłam nie tak, czy czegoś nie powiedziałam, zawsze się obrażał, potrafił nawet przez tydzień się nie odzywać, nie zawsze było tak źle był czas, gdy postanowiliśmy być ze sobą szczerzy aż do ból mówić o najmniejszej błahostce w wyniku czego nie kłóciliśmy się, było naprawdę super, ale szybko się skończyło. Prosiłam go wiele razy, żeby nie obrażał się a mówił otwarcie, jestem osobą która się nie obraża, ja muszę wykrzyczeć swoje myśli a za 2 min nie pamiętam o co się pokłóciliśmy, podchodzę i całuje, a on się odwraca i się nie odzywa. Głównym problem jest teraz, przed wyjazdem zarzuciłam partnerowi, że nie jest czuły, że woli siedzieć przed komputerem niż ze mną, gdy go całowałam mówił "weź", gdy siadałam na kolanach "zejdź" traktował mnie w dzień jak znajomą w nocy natomiast oczekiwał czułości i sexu, poirytowana takim zachowaniem powiedziałam "nie". Co było gwoździem do trumny. Zaczęło się moje piekło - zarzucił mi, że nie spełniam jego potrzeb, że zawsze tak było, nic się nie zmieniłam, nawet wyjeżdżając nie przytulił, pocałował, odjechał mówiąc do widzenia. Przebolałam, nie odzywał się chociaż pisałam, dzwoniła, przez jakieś 2 tyg. Jak mu przeszło postawił warunek - muszę się zmienić, kocham go i chcę z nim być, przepraszałam, obiecywałam, kontrolowałam się, bo jestem dość nerwowa, przytakiwałam, powiedział, że teraz się wszystko zmieni i już nie będzie taki jak zawsze będzie tym złym, nasze rozmowy polegają na tym, że ja piszę, pytam się co u niego on odp "wszystko ok" czasem coś więcej napisze, na to co ja mu piszę odpowiada "yhy" gehenna trwa miesiąc. Gdy tylko zaistnieje jakiś problem, jakieś sprzeczne zdania podczas rozmowy on pisze "nara bo się zaczyna" nie odzywa się przez dzień dwa, przy czym podkreśla, że się nie zmieniłam, nie zaczepiam drażliwych tematów, przytakuje. Ostatnio straciłam nadzieje na wszystko, ni z tego ni z owego mój partner zaczął na to co pisze, być strasznie chamski i nie wytrzymałam, posypało się, puszka pandory została otworzona i nie utrzymałam nerwów na więzi, nie to że go obrażałam, ale wykrzyczałam mu, że po co psuje skoro jest dobrze, nie kłócimy się, że po co sprawdza moją cierpliwość, że znoszę wszystko, i bach dostałam po głowie, że się nie zmieniła, że on nie wierzy już w to, że wiecznie moje na górze, że go nie szanuje i że on chce przeżyć życie z kimś kto będzie go szanował a ja go w ogóle nie szanuje, i teraz wszystko zależy ode mnie czy będziemy razem. Jestem na skraju załamania, bo tak naprawdę to nie wiem co mam już robić żeby było dobrze, siedzę i płaczę, wiem, że potrzeba czasu, ale ta odległość nie jest moim sprzymierzeńcem, nie widzę świata po za nim, chciałabym żeby było dobrze, on się mną nie interesuje, nie pyta co u mnie, bo stwierdził, że okazał by słabość i ja to bym wykorzystała, mam istne pranie mózgu... Kocham go, nie potrafię odejść, chcę założyć z nim rodzinę, ale nie wiem jak uratować NAS, pisałam mu że sama nie dam rady, że on musi też się postarać ale bez skutku. Co robić? Tereska Szanowna Pani, budowanie relacji z drugą osobą wymaga dużo pracy, zrozumienia i chęci ze strony obojga partnerów. Nie da się przy tym uniknąć mniejszych lub większych nieporozumień, bo przecież jedna osoba nie siedzi w głowie drugiej, chociaż na początku większości związków zakochanym wydaje się, że są do siebie bardzo podobni, że są przysłowiowymi połówkami tego samego owocu. Państwo też różnicie się między sobą i teraz właśnie te różnice dają o sobie znać w sposób, który jest dla Pani – i przypuszczalnie też dla Pani partnera - bardzo dotkliwy. Pisze Pani, że partner oczekuje, że to Pani ma się odmienić. Nakazanie jednej ze stron w parze, żeby się zmieniła, nie przyniesie raczej żadnych pozytywnych rezultatów, bo w każdym związku mamy do czynienia z relacją pomiędzy dwiema osobami i to właśnie nad taką relacją należy pracować. Państwo niestety nie mieliście zbyt wielu okazji, żeby budować swój związek, skoro do tej pory spędzaliście ze sobą tylko weekendy, urlopy czy święta. Związki na odległość na dłuższą metę napotykają na wiele trudności, z czego prawdopodobnie zdaje Pani sobie sprawę, bo dąży do tego, aby być bliżej partnera również w tym dosłownym sensie zmniejszenia odległości fizycznej. Zobacz także: Kryzys w związku - kompendium wiedzy Z listu wynika, że stara się Pani zmieniać, dopasować do oczekiwań partnera, jednak nie czuje Pani, aby dawało to Pani satysfakcję. Czuje Pani raczej, że to tylko od Pani oczekuje się działania, podporządkowania jego potrzebom. Gdy miała Pani chęć na okazywanie czułości w ciągu dnia, nie spotkało się to z jego pozytywną reakcją – odnosi Pani wrażenie, ze komputer jest dla niego ważniejszy - za to wieczorem to on ma chęć na seks. Oznaczać to może, że w Państwa życiu pojawiła się rutyna, która może się pojawić w każdym związku, ale z którą warto walczyć. Może są takie rzeczy, które moglibyście Państwo robić wspólnie i obojgu sprawiałyby taką samą radość? Z pewnością nie da się uniknąć przeprowadzenia z partnerem poważnej rozmowy o Państwa związku. Proszę w spokojnej atmosferze powiedzieć mu o swoich wątpliwościach co do Waszej relacji, zapewnić o chęci wprowadzenia zmian, które będą uwzględniały również jego potrzeby. Proszę podkreślać, że oboje macie na uwadze dobro Waszego związku, oboje chcecie, aby się rozwijał. Kiedyś już ustaliliście Państwo, że wspólnie będziecie omawiać nieporozumienia dotyczące Waszego związku i, jak Pani pisze, przynosiło to dobre rezultaty. Dlaczego nie spróbować ponownie czegoś, co było dobre? Zobacz także: Kryzys - przegadać czy przemilczeć? Jeśli Pani partner też dostrzegł wtedy zmianę na lepsze, pewnie nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby spróbować raz jeszcze. W miarę możliwości finansowych i czasowych moglibyście zdecydować się na wspólny wyjazd, może to być rodzaj „podróży przedślubnej”, w czasie której moglibyście w oderwaniu od codzienności, bez pośpiechu, poukładać sobie wasze relacje, spędzając dużo czasu na rozmowach o sobie, swoich uczuciach, na okazywaniu sobie czułości i po prostu byciu razem. Wyjazd taki jest oczywiście tylko jedną z możliwości, ważne, abyście Państwo oboje wyrazili chęć na niego, żeby żadne z Państwa nie poczuło się zmuszane do robienia czegoś na siłę, wbrew sobie i potem nie mogło pomyśleć, że od początku nie miało na to ochoty. Zobacz także: Kiedy warto się rozstać? Przed Panią ważne wydarzenie, postanowiliście Państwo za kilka miesięcy się pobrać. To również może sprawiać, że zastanawia się Pani, czy to na pewno właściwa decyzja, bo tego typu kroki wydają się być nieodwołalne i ostateczne. Podejmowanie każdej decyzji wiąże się z wieloma wątpliwościami, z zastanawianiem się nad wszystkimi za i przeciw. Niewykluczone, że Pani partner też ma wątpliwości co do wspólnej przyszłości. Wielu współczesnych ludzi u progu takiej zmiany doświadcza podobnych zawahań. Dobrym pomysłem może być w Państwa sytuacji udanie się do psychologa prowadzącego terapię dla par. Skorzystanie z tego typu pomocy wymaga chęci obydwu stron, dlatego dobrze, aby Pani partner był przekonany, że warto tam wspólnie się wybrać. Terapeuta pozwoli Wam odkryć drogę do usprawnienia komunikacji w związku. Komunikacji, w której mówienie jest tak samo ważne, jak słuchanie, komunikacji, w której obie strony bez problemu mówią o swoich uczuciach. Zobacz także: Brak ochoty na seks - z czego to może wynikać? Bardzo Pani zależy na związku, kocha Pani swojego partnera i chce założyć z nim rodzinę. Może jednak okazać się, że Wasz związek się wypalił. Wtedy terapia par pomoże ustalić zasady w miarę bezbolesnego rozstania, w którym nie dominuje poczucie niesprawiedliwości. Takiego, po którym jest się w stanie nie mieć ciągłego żalu do byłego partnera o to, że dopuścił się krzywdy, ani do samego siebie, ze popełniło się błąd. W każdym związku warto stawiać na szczerość i bezpieczne wyrażanie potrzeb i uczuć obojga partnerów. Wymaga to chęci obydwu stron, ale warto się starać, spędzać ze sobą jak najwięcej czasu i - nie rezygnując z siebie - rozumieć drugą osobę. To niemal stuprocentowa gwarancja udanego życia we dwoje. napisał/a: kiciatygrynia 2009-07-26 12:26 Witam. Napiszę w dużym skrócie od początku. Rok temu miałam chłopaka. Poznałam go dzięki jego kuzynowi Darkowi (imię zmyślone). Znałam się z nim, miałam z nim dobry kontakt, nawet dawał mi sygnały że chciałby ze mną być. Myślałam, że będziemy razem, ale on pomimo, że chciał ze mną być nie zerwał z dziewczyną. Więc po prostu tylko z nim gadałam, nie dawałam sygnałów, że coś jeszcze z tego może być. Po jakimś czasie właśnie Wojtek(imię także zmyślone), kuzyn Darka zagadał do mnie. Od słowa do słowa, bardzo mi się spodobał, poszliśmy raz, drugi na randkę. Tak jakoś wyszło, że całe wakacje się z nim spotykałam i w ogóle. To nie były spotkania raz na tydzień tylko bardzo częste, czasami nawet całe 3dni(z przerwą na prace),ja spałam u niego albo on u mnie i tak praktycznie całe wakacje razem się spotykaliśmy. To nie było na zasadzie, że się wyznaje za każdym razem"kocham Cię",wręcz przeciwnie tego słowa w ogóle jakoś nie używaliśmy jedynie np."tęsknie za Tobą, dobrze się czuję przy Tobie, brakuje mi Cię". Zależało nam na tym, aby się widywać i w ogóle dobrze się czuliśmy razem. Były sprzeczki owszem, oboje uparci z dumą i potrafiliśmy się nie odzywać tak z 3dni 5. Wydawało mi się, że się dobrze dogadujemy, jest nam razem dobrze, ale nie byłam do końca przekonana czy to miłość, ponieważ moje poprzednie dwa związki ze stażem półtora rocznym jakoś, stłumiły takie myślenie "to jest to, kocham go całym sercem itp". Tak więc kiedy pokłóciliśmy się na początku września wydawało mi się, że jakoś przeżyje fakt że się nie odzywa. Jednak było inaczej. Pokłóciliśmy się z jego winy, ponieważ uwierzył swojemu bratu i kuzynowi. Dokładnie nie wiem, co mu powiedzieli, jednak mogę się domyśleć, gdyż Wojtek zarzucił mi, że go okłamywałam, nie zależało mi na nim tylko chciałam ciągle być blisko Darka. Nie wierzył mi jak mówiłam, że to nie prawda. Więc przestałam do niego pisać, zabiegać o spotkania, wydawało mi się, nie ten to inny. Myślałam, że skoro go nie kochałam to nawet za nim nie zatęsknię. Myliłam się i dość szybko to odczułam. Dla stłumienia uczuć, zaczęłam się spotykać z kolegą z pracy. Spotkania bardziej przyjacielskie, spacery, przytulenie, trzymanie za rękę, całusy i na tym koniec. On się zakochał ja nie. Po jakimś miesiącu daje o sobie znak Wojtek, prosi o spotkanie, mówi, że się stęsknił, chciałby mnie zobaczyć, naprawić to co było źle. W środku czuję jak mi serce się wyrywa. Spotkałam się z nim, jedno spojrzenie i wszystko odżyło. Poczułam nagle ogromną tęsknotę za nim, dziwne motylki w brzuszku, serce bije jak szalone. Jednak ze strachu przed kolejnym rozczarowaniem mówię mu, że już się z kimś spotykam, nie chcę tamtej osoby zranić. Prosi o szansę, mówi jak tęskni, chciałby się przytulić do mnie jak kiedyś. Pozwalam na to. Ponosi nas, a ja czuję się jak zaczarowana. Nagle wszystko straciło znaczenie fakt jak było wcześniej, jak się pokłóciliśmy, ile nie miłych słów mi wtedy powiedział, to że sie z kimś spotykałam. Kiedy czułam jego dotyk, patrzyłam w jego oczy, słyszałam ten cudowny głos, wszystko inne stawało się takie odległe. Jednak uciekłam od niego, nie chciałam tego, bałam się. Znowu tęsknota, okropny ból tęsknoty, rozpaczy za nim. Jednak postanowiłam, że nie wrócę do przeszłości. Po miesiącu, dowiaduję się, że jestem w 4miesiącu ciąży (jak to możliwe pisałam w innym temacie). Szczęśliwa, że będziemy już razem( że teraz nie będę musiała ukrywać przed innymi, że go bardzo kocham) mówię o tym fakcie Wojtkowi, jednak w tym momencie radość prysła jak bańka. Zarzuca mi kłamstwo, że go wrabiam w dziecko, że to na 100%nie jego,że nie chce znać mnie ani słyszeć o dziecku. Zrozpaczona odchodzę. Od tamtego czasu minęło pół roku, nie miałam od niego praktycznie żadnego kontaktu. Później urodziłam synka, którego kocham nad życie, który zajmował mi praktycznie większość czasu. Jednak Wojtka on nic nie interesuję nie chę o nim słyszeć. Mogłoby się wydawać, że minęło już na tyle dużo czasu, że powinnam była się z niego wylecz. Jednak nie, ciągle o nim myślę, po mimo żalu (o to jak mnie potraktował) ciągle za nim tęsknie, kocham. Kiedy patrzę na synka, ciągle o nim myślę. Kiedy mój synek zasypia porównuję do snu Wojtka, kiedy synek się patrzy i uśmiecha przed oczami staje mi spojrzenie i uśmiech Wojtka. Ułożenie włosków na główce u synka, paluszki i stóp, ruchliwość, ciągle porównuje do Wojtka. Czy ktoś mi może powiedzieć kiedy to minie? Kiedy wyleczę się z myślenia o nim, z tej tęsknoty, a zarazem wielkiego żalu? Kiedy przestanę wszystkie cechy, ruchy u syna porównywać do jego?Minął rok, a ja nadal się z niego nie wyleczyłam. Kiedy mi przejdzie? Chce zacząć normalnie żyć, poznać kogoś kto pokocha mnie i mojego synka. Myślenie o nim tak bardzo boli:( CytatPatrysia94 ja kiedyś nie odzywałam się z moim chłopakiem miesiąc ( masakra) pokłóciliśmy się o coś ale to on się 1 po tym okresie odezwał i widać było że bardzo mu zależało. Aktualnie znów się posprzeczaliśmy i nie odzywa się już 2 dzień ja też nie napisałam żadnego sms. Jestem ciekawa kiedy się do mnie teraz odezwie .. mam nadzieję że u mnie też to tak będzie wyglądało, nie gadamy 2 tygodnie. Zawsze ja pierwsza zabiegałam o kontakt, biegałam za nim. Przyrzekłam sobie że to koniec. Że czekam na jego pierwszy ruch. I tak oto mam czego chciałam, umieram z tęsknoty ale wierzę że mnie kocha i jeszcze się odezwie... chociaż już coraz mniej w to wierzę po tym jak tak milczy Wszystko zależy od sytuacji. Jeśli dziewczyna pierwsza doprowadziła do kłótni to powinna ona pierwsza wyciagnąć rękę i PRZEPROSIĆ, jeśli ewidentnie wina była po stronie faceta to wtedy trzeba zamilknąć. No ale kwestia tego czy dziewczyny w ogóle kiedykolwiek widzą, że może to one zbyt emocjonalnie zareagowały. mój nadal milczy i ja też (((((((((((((((((((( podbijam bo ciekawy watek Dziewczęta, wypowiadać się! Nie czytałam ani książki ani całego wątku. Nie znam takiego problemu, w naszym związku to głównie ja jestem obrażalska, ale on to ma w dupie i nawet jak się pokłócimy to po czasie to lekceważy i odzywa się do mnie mnie normalnie jak gdyby nigdy nic. Chyba, że trafi się naprawdę gruba awantura, to pomilczymy kilka godzin i później albo nam mija, albo przechodzimy na etap długiej poważnej rozmowy. Nieodzywanie się do siebie dniami albo tygodniami? No za cholerę, nie znam tego problemu, a kilka lat już ze sobą jesteśmy.. faceci reagują na to, gdy kobieta się nie odzywa. Ja mam już męża. Jak wyjeżdżał dalej do pracy i nie miał możliwości nocowania w domu, bo to za daleko, to pisaliśmy ze sobą. Wkurzało mnie, że na połowę esów nie odpisuje, to przestawałam się odzywać i wtedy się zaczynało . hehehehe dla mnie to jakies dzine gierki... Jak mam ochote to pisze, a jak nie to nie i tyle.. Faceci sa rozni i jednego bedzie intrygowalo czemu sie nie odzywasz i bedzie zabiegal o kontakt, a drugi stwierdzi ze skoro sie nie odzywasz to pewnie masz lepsze zajecie, poczuje sie olany i zrobi dokladnie to samo, zapominajac o Tobie. Takze moim zdaniem takie gierki kto do kogo pierwszy napisze sa nieco dziecinne... Nie odzywać się tylko dlatego, żeby się nie odzywać to bez sensu. Ja mam ciche dni z moim tylko jak się pokłócimy, ale to i tak nie są dni, tylko ciche godziny. Poza tym to zawsze on pierwszy wyciąga dłoń na przeprosiny chociaż dzisiaj to ja byłam pierwsza. Ogólnie ja się z moim umówiłam że jak mam czas to napisze, zadzwonię, a jak on ma czas to on pierwszy napisze czy tam zadzwoni. Nie ma tak, że ja się przez tydzień pierwsza odzywam i potem czekam tydzień aż on się odezwie. To bez sensu. a co to ma być takie "nieodzywanie się"? foch tysiąclecia czy szantaż - sms albo śmierć? ile wy macie lat, że tak się zachowujecie? jeżeli chcecie być w związku dojrzałym, stabilnym, pewnym i czuć się kochaną oraz kochać to musicie w końcu zrozumiec - do związku trzeba dwoje osób patrzących podobnie w przyszłość, z szacunkiem, czułością i dbaniem o siebie nawzajem. jakby mi ktoś powiedział "nie odezwę się do Ciebie, dopoki ty nie odezwiesz się pierwsza" to bym się odwróciła na pięcie i odeszła, bo nienawidzę takich szantaży. co innego to są dni milczące w związku, kiedy złość musi opaść przed normalna rozmową, a co innego taka dzieciniada. znajdźcie sobie facetów, co nie będa się zastanawiać "zadzwonić czy nie" albo "i tak sie odzwie i wróci" PS a tak w ogóle co byście zrobiły bez tych cholernych gadżetów telefon i komputer?! ja nie oddzywalam sie od wieczora bo sie poklocilismy,nastepnego dnia nie odp na smsy nie odbieralam tel,tego samego dnia wieczorem przyjechal do mnie do domu,jednak dziala Aj dziewczyny, rozumiem was doskonale. Moj amant nie odzywa sie do mnie 3 dzien, dla niego to typowe. u mnie był rekord 5 dni ewidentnie jego wina ale potrafił tyle się nie odzywać a ja do przeprosin nie będę go namawiać. Po 5 dniach napisał i przeprosił. Dla mnie dziecinne jest nieodzywanie się ale po większej kłótni ktos musi wyciągnąć pierwszy rękę, a nie mieszkamy razem, zeby odrazu usiąść i porozmawiać. Gdy już się odezwie bądź miła - normalna Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum. Dzień dobry! Mam problem z chłopakiem, który po kłótni nie odzywa się do mnie już od 5 dni. Pokłóciliśmy się o tak zwaną “pierdołę”. Wiem, że przesadziłam i mówiłam to, co ślina przyniosła na język. Nie myślałam o konsekwencjach. Od sobotniej kłótni próbowałam skontaktować się z chłopakiem dwa razy – raz w niedzielę, ale nie chciał ze mną rozmawiać, a potem w środę. Napisałam do niego maila, w którym go przeprosiłam. Jednak nie odezwał się do mnie po przeczytaniu wiadomości. Dodam, że jesteśmy razem ponad 2 lata i naprawdę traktowaliśmy ten związek poważnie. Jesteśmy szczęśliwi, tylko taka sytuacja powtórzyła się już trzeci raz. Teraz nie wiem co robić, bo mija kolejny dzień, a między nami zero kontaktu. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Kasia Pani Kasiu, z listu wynika, że jest Pani bardzo przejęta zaistniałą sytuacją. Czuje się Pani odpowiedzialna za konsekwencje kłótni, czyli za brak kontaktu z chłopakiem, dlatego próbuje Pani dotrzeć do niego różnymi sposobami. Nie wspomniała Pani czego konkretnie dotyczyła sprzeczka, jak wyglądała i na czym polegała Pani reakcja: „przesadziłam i mówiłam to, co ślina przyniosła na język”. Dlatego ciężko jest mi się do tego odnieść. Jednocześnie napisała Pani, że to była „pierdoła”, czyli teoretycznie coś błahego, a jednak widzę, że to wywołało w Was dużo emocji. Jeśli faktycznie ma Pani przeczucie, że przesadziła ze swoją reakcją to warto się zastanowić co takiego się z Panią dzieje, że takie „pierdoły” wyprowadzają Panią z równowagi, że trudno jest Pani kontrolować swoje reakcje emocjonalne. Kłótnie w związku są elementem budowania relacji tzn. dwie różne osoby próbują się porozumieć, ale nie zawsze im się to udaje i to jest przyczyną powstawania konfliktów, czyli poczucia „sprzeczności interesów”, braku zrozumienia, ignorowania. Ważne jest, aby szukać kompromisu, czyli rozwiązania problemu. Brak kontaktu ze strony partnera jest w pewnym sensie alarmujący. Najwyższy czas, aby odpowiedzieć na pytanie, co wydarzyło się przed kłótnią oraz w jej trakcie, co sprawiło, że partner się nie odzywa. To również pora, aby porozmawiać na temat ogólnej Waszej relacji, uczuć, potrzeb oraz wzajemnych oczekiwań. Nie zmusi Pani partnera do rozmowy. Może on potrzebuje chwili, aby poukładać sobie to wszystko w głowie. Kiedy jednak dojdzie do kontaktu sugeruję, aby podejść do problemu dojrzale, czyli wzajemnie się wysłuchać i wspólnie znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji. to poradnia psychologiczna, której misją jest pomoc rodzinom w pokonywaniu kryzysów, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z parami i małżeństwami, które znajdują się w sytuacji około rozwodowej. nie mediuje rozwodów, zawsze walczymy o uratowanie związku i rodziny.

pokłóciliśmy się i on się nie odzywa